Czekałem na sali już od godziny. Zostaliśmy wcześniej
zwolnieni z dwóch ostatnich lekcji (nie żebym źle życzył dziecku naszej matematyczki,
ale wybrało sobie doskonały moment na nagły atak przeziębienia) i w tym czasie
zdążyłbym wrócić do domu i trochę ogarnąć.
Ale nie. Postanowiłem, że sobie poczekam na pannę Rudowłosą i troszkę z nią
pogadam.
Chciałem się dowiedzieć jak przeżyła wczorajsze... Ehm... Spotkanie.
Nie. Dobra, macie mnie, nie o to mi chodzi. Chcę wiedzieć czy jej siostra długo
i w jaki sposób dawała się jej we znaki.
No i moja święta cierpliwości i wielkie poświęcenie zostały nagrodzone - Yunico
przyszła jako pierwsza na salę, jakieś 20 minut przed rozpoczęciem treningu.
Na początku w ogóle mnie nie zauważyła i zaczęła swój trening. Nie
zorientowałem się, że patrząc na nią, mimowolnie się uśmiechnąłem. Miała
ogromny talent, było widać, że taniec to jej żywioł.
Ale nagle spojrzała na trybuny. Mało nie padłem ze śmiechu. Wyglądała, jakby
ktoś włączył na filmie pauzę. Nie drgnął jej żaden mięsień, po prostu stanęła w
jakiejś tanecznej pozycji i patrzyła na mnie.
- Zawiesiłaś się? - zapytałem, usiłując zachować jaką taką powagę.
Yunico otrząsnęła się, i momentalnie spiekła raka.
- Wybacz, ja... Cię nie... Nie zauważyłam. - powiedziała
- Nie ma sprawy. - odpowiedziałem
Dziewczyna odwróciła się i wróciła do swoich ćwiczeń.
- Wiesz co? Naprawdę nieźle tańczysz. - powiedziałem nagle
Rudowłosa zatrzymała się na moment, ale po chwili tańczyła dalej. Do mnie
doleciało tylko krótkie:
- Dziękuję.
Patrzyłem na nią przez chwilę, aż wpadł mi do głowy zabawny/głupi/świetny
pomysł. Po cichu wstałem i podszedłem do stojącej w tym momencie tyłem
dziewczyny. Odczekałem na odpowiedni moment i zacząłem ją łaskotać.
Od razu zaczęła się śmiać i wołać:
- Ki...Ki-ri-to, p-prze-przestań, hi-h-hi-hi, p-proszę,
-j-ja-m-m-mam-ł-ła-łaskotki!
Zgięła się w pół, próbując uniemożliwić mi dalsze manewry na polu łaskotkowym,
ale nie wyszło jej to, osiągnęła tylko tyle, że leżąc na ziemi, zwijała się ze
śmiechu, będąc bezlitośnie łaskotaną, przez osobę... No mnie.
- No co? Coś nie tak? Nie mów, że ci się nie podoba... - powiedziałem
zadowolony z siebie, ale także nie mogłem powstrzymać ogromnego banana, który
pojawił się na mojej twarzy i ani myślał zniknąć.
Przez moment, Yunico próbowała kontratakować, ale ja i tak byłem górą.
Byliśmy tak zajęci, że nie zauważyliśmy, jak na salę wszedł nasz trener, wraz z
resztą drużyny.
- Panie Kirigaya, nie chciałbym panu przeszkadzać, ale przypominam, że ma tu
się odbyć trening. Z koleżanką umówisz się później. - lodowaty głos trenera
przywrócił nas do rzeczywistości.
<Yunico? Ale było fajnie, nie? Nie zabijesz mnie, prawda? ...Prawda?...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz