niedziela, 9 listopada 2014

Od Akame c.d. Ryu

Wciskając się w ten jakże okrutny mundurek, co chwile posyłałam jakieś złośliwe uwagi. Myślałam, że wytrzymam ale w momencie, gdy moja starsza o rok siostra wparowała do mojego pokoju i zaczęła komentować to jak nietypwo wyglądam... miałam ochotę jej walnąć. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że mam jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia zajęć. Przynajmniej tyle dobrego.
-Akame, nie ukryjesz tego przede mną, kto u Ciebie wczoraj był? - Hiori oparła się o framugę drzwi nie pozwalając mi w ten sposób przejść
Aha, bojowa postawa z rana. Prychnęłam pod nosem po czym popychając lekko swoją "kochaną" siostrę ruszyłam w stronę kuchni. Tam, zajadając się ryżem, siedziała Kathleen, moja młodsza o dwa lata siostrunia. Ona również posłała mi ten denerwujący uśmieszek. Przewróciłam oczyma i spakowałam drugie śniadanie, przygotowane przez mamę do torby. Właściwie to byłam już gotowa do wyjścia... Wychodząc z kuchni i kierując się w stronę drzwi, po chwili ktoś pociągnął mnie za włosy i upadłam na ziemie.
-Czekasz, smarku - Hiori powiedziała z lizakiem w buzi
Posyłając jej nienawistne spojrzenie wstałam, gładząc długie włosy. Pomijając nasze różne od siebie charakterki, ja i moja starsza siostra, byłyśmy podobne, aż za bardzo. Wyższe o jakieś trzy centymetry, chodzące zło. Po jakiś piętnastu minutach, moja siostra raczyła się wreszcie zebrać. Z wielkim poirytowaniem, wyszłam za żmiją trzaskając drzwiami. Dzisiejszego dnia było wietrznie i chłodno, nie lubię takiej pogody. Idąc cały czas dwa metry za siostrą, czułam się dziwnie, nie wiem czemu ale nie lubiłam nigdzie z nią przebywać. Zawsze odczuwałam taką... napiętą atmosferę. Kiedy wreszcie znalazłyśmy się pod szkołą, ta z uśmiechem na twarzy podbiegła do seoich nowych koleżanek. Nie rozumiałam tego, nawet nie skończył się pierwszy tydzień w szkole oraz kiedy tutaj mieszkamy, a ona już miała przyjaciółki. Może to po prostu ja byłam dziwna? Starając się tym nie przejmować, ruszyłam w kierunku swojej sali. Oczywiście na każdej z lekcji, jakiś nauczyciel miał jakieś problemy, że nie rozumiem czegoś albo niby zajmuję się czymś innym. Mam to gdzieś, nie miałam dzisiaj na nic siły i trening też sobie chyba dzisiaj odpiszczę. Jednak wypadałoby wcześniej kogoś o tym poinformować... kiedy już czwarta lekcja minęła i nastała upragniona przerwa, ruszyłam w stronę sali swojego nowego kolegi. Ryu siedział w swojej klasie i gadał z jakimiś chłopakami, naprawdę nie chciałam mu przeszkadzać, ale nie miałam wyboru. Zdecydowanym krokiem podeszłam do chłopaka, widząc jego zdziwienie na twarzy uśmiechnęłam się lekko.
-Coś się stało?
-Nic, po prostu chciałam się zapytać czy powiadomisz trenera... że dzisiaj mnie nie będzie?

(Ryu? Lekki brak pomysłu)

piątek, 31 października 2014

Od Kaoru c.d.- Gilberta

Stoję jeszcze chwilę w miejscu nie dokładnie wiedząc, co powinnam teraz zrobić. Zaczekać na Gilberta, czy może wrócić na imprezę? W końcu jednak podejmuję męską decyzję. (Nie)znając chłopaka, może tam siedzieć nawet pół godziny, bóg wie, co robiąc. Po nim trzeba się spodziewać wszystkiego.
Kiedy wychodzę z domu, od razu tracę rezon. Wszyscy, bowiem zdają się świetnie bawić rozweseleni alkoholem, kurczowo, trzymanym w dziwnie wymachujących dłoniach. Ludzie stoją na stole, a parę niezbyt rozgarniętych nastolatków wdrapało się na dach i teraz widać, że już mało przytomni obściskują się z krępą brunetką. Na środku zaś zdecydowana większość, tańczy coś, czego po prostu nie da się zidentyfikować, w takt żywej piosenki o zabijaniu. Ależ to słodkie…
Zrezygnowana opadam na jedno z krzeseł tuż, przy wyjściu, żebym w razie, czego mogła szybko ewakuować swoją osobę, po czym pochylam się do przodu i opieram głowę na rękach. Czuję bez obecności Gilberta, jakiś dziwnego rodzaju niedosyt. Od paru godzin w ogóle się z nim nie rozstawałam, a mój umysł zdążył przywyknąć do jego ciągłej paplaniny, i teraz, choć od naszej ostatniej rozmowy minęło zaledwie parę minut, naprawdę mi go brakuje.
Mam już zamiar wstać i sprawdzić czy przypadkiem Gilbert nie zaszył się w kuchni, ale powstrzymuje mnie jakiś chłopak.
-Coś taka smutna? Weź się napij, od razu zrobi się bardziej wesoło. No, nie Mai?- mówi do naprawdę ładnej długonogiej Europejki, po czym wpycha mi do rąk zamkniętą puszkę z piwem i znika z dziewczyną w głębi mieszkania.
Patrzę na napój ze zrezygnowaniem. Jestem przeciwnikiem piciu, alkoholu, przed ukończeniem osiemnastego roku życia, ale z drugiej strony to przecież tylko jedna puszka.
W końcu, wzdychając i obiecując sobie, że wezmę mały łyczek na spróbowanie, otwieram metalowy pojemnik, po czym przykładam go sobie do ust.
Oczywiście nie wytrzymałam. Już po chwili metalowy pojemnik był kompletnie osuszony. Ah, ta moja powierzchowna ostrożność.
****
Aktualnie kiwam się na krześle, szczerząc się przy tym niebotycznie szeroko. Wyglądam zapewne jak wariatka, ale mało mnie to obchodzi. Chcieliście, żebym była wesoła? To proszę jestem. Jakieś jeszcze życzenia? Nie? No i tak ma być.
Nagle mundurek, który wciąż mam na sobie staje się niesamowicie niewygodny. Drapie w kark, hamuje oddech. Odkładam, więc puszkę i ściągam dwa sweterki tak, że jestem teraz tylko w białej obcisłej bluzce na ramiączkach. Oczywiście normalnie nie paradowałabym nigdzie tak ubrana, ale… Nosz kurde… mam wszystkich gdzieś!
Znów biorę do ręki puszkę po piwie, gdy nagle wraca Gilbert. Podskakuję jak oparzona i o mały włos nie spadam z krzesła, gdyż w pierwszym odruchu biorę go za ducha. Czarne ubranie, czerwone oczy, blada skóra i jasne włosy, razem z alkoholem nie dają szczerze powiedziawszy zbyt dobrego koktajlu. Obrzucam chłopaka wściekłym spojrzeniem i zaplatam ręce na piersi.
-Piłaś?- to chyba jego najkrótsza wypowiedz w ciągu ostatnich godzin.
Kiwam głową wciąż obrażona i znów odstawiam puszkę. Coś się nie mogę zdecydować czy chcę ją w ogóle trzymać.
-Przeszkadza ci to?- wzruszam ramionami. Chłopak chce odpowiedzieć, ale przerywa mu zdyszany i cały czerwony na twarzy Lud.
-Gilbert! Na dywanie jest plama! Rozumiesz? Plama!
-To ją zostaw, potem posprzątasz.- Ludwig łapie dziwaka za ramiona i zaczyna nim trząść.
-Ona się klei! Ktoś musiał wylać cole i teraz jest plama! Jak ja mam to niby, powiedz mi wyczyścić?! Jak?!
Wow. W ustach blondyna słowo „plama” brzmi niczym „trup” czy „krew”. Od razu widać różnicę pomiędzy nim, a właścicielem pluszowego królestwa.
Parskam śmiechem i wstaję by rozdzielić braci, przy okazji zgarniając ze stołu nową puszkę piwa, którą już sekundę później wręczam Ludowi.
-Wypij. Mnie to pomogło.- uśmiecham się szeroko, po czym chwytam Gilberta za rękę.- No, choć! Mam ochotę pooootańczyć!


<Ciąguzdalszowałam xD>

czwartek, 30 października 2014

Od Gilberta c.d.- Kaoru

- Masz świadomość, że tam za drzwiami jest twoja impreza urodzinowa, prawda? - Gilbert odchylił się tak, żeby móc spojrzeć na dziewczynę. Z nieprzyzwoicie szerokim uśmiechem, który nie chciał zejść mu z twarzy nawet mimo usilnych prób, odgarnął jej mokre włosy z oczu. Kaoru tylko pokiwała głową i odwzajemniła jego uśmiech.
Siedzieli tak jeszcze przez chwilę, w ciszy wsłuchując się w dochodzącą z ogrodu głośną muzykę i raz po raz wznoszące się ponad nią wrzaski i piski. Potem Gilbert poklepał jubilatkę po głowie jak grzecznego psa.
- Powinnaś tam wracać, kotku - mówiąc to, sam wstał, pociągając dziewczynę za sobą na nogi, po czym dość niedelikatnie wypchnął ją z łazienki, nie zwracając choćby najmniejszej uwagi na jej zaskoczoną minę.
- A ty nie idziesz? - spytała, odwracając się przodem do chłopaka. Sprawiała wrażenie zupełnie zdezorientowanej. Beilschmidt uśmiechnął się jeszcze szerzej i mrugnął do niej porozumiewawczo, ruszając korytarzem w stronę drzwi do swojego pokoju.
- Mam niejasne przeczucie, że jednak powinienem się ubrać - rzucił jeszcze przez ramię. - Nawet ja nie paraduję w samych gaciach po własnym ogrodzie, a już na pewno kiedy ten ogród jest pełen ludzi, których w większości znam. Nie wypada. Wiesz, savoir vivre czy inne gowno... Rozumiesz.
Kaoru chyba nie do końca rozumiała, ale nikt jej nic nie wytłumaczył. Gilbert, zatrzasnąwszy jej przed nosem drzwi swojego pluszowego królestwa, zaczął buszować wśród maskotek wszelkich kształtów i kolorów w poszukiwaniu jakichś w miarę czystych ubrań. Albo przynajmniej szafy. Tak, z szafy byłby o wiele bardziej zadowolony.
Trochę mu to zajęło, ale w końcu wypełzł z pokoju w tym, co miał na sobie w ostatni weekend - czarnych spodniach, równie czarnym tiszercie z czerwonym nadrukiem w kształcie śladu zakrwawionej dłoni, jeansowej kamizelce i kolejnej parze trampek.


<Długie, wiem. XD>



środa, 29 października 2014

Od Aiki

Dni w szkole mijały szybciej niż przypuszczałam. Niedawno zaopatrzyłam się w mundurek, który także bardzo przypadł mi do gustu. No i klub koszykówki, który stał się nieodłączną częścią mojego życia. 
Wróciłam właśnie z treningu. Gdy tylko wkroczyłam do mieszkania rzuciłam na ziemię szkolną torbę, siatkę z zakupami i teczkę z dokumentami koszykarzy. 
-A niech Cię, Ichi- burknęłam. Chłopak miał mi pomóc zrobić zakupy, ale jak zwykle zręcznie ominął nielubiane przez siebie zadanie, powiedział tylko, że wpadnie na obiad. 
Pochowałam rzeczy do lodówki, w między czasie wcześniej przyprawionego kurczaka wrzucając na patelnię. Wyciągnęłam dwa talerze, szklanki i sok pomarańczowy. 
Wszedł jak zwykle bez pukania. 
-Yo, Ai-chan!- krzyknął głośno- Ale ładnie pachnie. 
-Ale ładnie mnie ręce od siatek bolą- rzuciłam. Niech czasem nie myśli, że tak łatwo mu odpuszczę. 
-Oi, Aika- uśmiechnął się głupkowato - Następnym razem Ci pomogę, obiecuję!
-Jasne, codziennie tak mówisz. 
-Zobacz! Kupiłem Ci czekoladę- wyciągnął w moją stronę tabliczkę białej czekolady. Spiorunowałam go spojrzeniem. I wszystko jasne. 
-Czy ty wiesz do czego właśnie się przyznałeś? 
Tak, kilka dni temu mieliśmy badania u pielęgniarki. Stwierdziła, że Asuhara ma za wysoki poziom cukru i nie kazała mu jeść słodyczy. Od tego czasu przestał chodzić ze mną na zakupy. I prawdopodobnie właśnie wtedy zaczął chodzić do sklepu sam, zaopatrując się w zapasy najróżniejszych słodkości. 
-Eee, zjedzmy już może obiadek, cl?- wyszczerzył się przeczesując dłonią włosy. Pokręciłam głową z niedowierzaniem zakładając ręce na biodrach. Za grosz przyzwoitości.
-Niech Ci będzie. Ale jutro powiem pani Shirogane, żeby dorzuciła ci coś specjalnego do treningu. 
-Ahc, co za zaszczyt- rzucił, śmiejąc się. 
Usiedliśmy przy stole i niemal od razu zaczęliśmy jeść. No i rzecz jasna rozmawiać. 
-Ale te nasze cheerleaderki są fajne- powiedział Ichi popijając mięso sokiem- Aż miło popatrzeć jak tak sobie podskakują w tych krótkich spódniczkach. 
-Zachowujesz się jak jakiś stary zboczeniec- skwitowałam- Dziewczyny pracują tak samo ciężko jak wy. Starają się też was dopingować, jakbyś nie zauważył. 
-Oi, Ai-chan, ty zawsze taka poważna. Przecież tylko się droczę. 
-Ty zawsze "tylko się droczysz" - zauważyłam. 
-Może - wzruszył ramionami - Aika, chodźmy po obiedzie na boisko- powiedział nagle bardzo jak na siebie stanowczo. 
-Po obiedzie się odpoczywa- rzuciłam- Poza tym mogę się założyć, że nie odrobiłeś lekcji. 
-Lekcje są nudne, a kosz zajebisty. Chodźmy na boisko. 
Westchnęłam. Upór dziecka, oczy szczeniaczka i zadziwiająca pewność siebie- Asuhara Ichi. 
-Dobra. Ale jutro i tak ćwiczysz podwójnie- uśmiechnęłam się, gdy uniósł rękę w geście zwycięstwa. 


<Asuhara? :D >

wtorek, 28 października 2014

Od Fusae c.d.- Ryoko

Nie mogę sobie nawet wyobrazić jak infantylnie wyglądam w oczach Ryoko- rumieniący się kurdupel, który nie potrafi zrobić kilku porządnych kroków. "Weź się w garść, Saito"- strofuję się, po czym prostuję plecy, starając się przyjąć pewną siebie postawę. Staram się zwracać do siebie po imieniu, ale za każdym razem słyszę głos matki, zamiast swojego. Niestety, jak się okazuje, niezmiernie trudno jest udowodnić swoją siłę gdy ledwo potrafisz nadążyć za swoim towarzyszem. Podejmuję kilka prób dotrzymania chłopakowi kroku, jednak wszystkie zdają się być całkowicie bezskuteczne. W końcu on sam zwalnia, za co w duchu mu dziękuję. 
-Gdzie idziemy?- pytam po chwili milczenia, nie mogąc znieść ciężkiej atmosfery.
-Niespodzianka- odpowiada. Nie brzmi to jednak jak miłe, tęczowe zaskoczenie. Bardziej jak zimny, skostniały lodowiec, którego aż boisz się dotknąć.
-Twój entuzjazm sprawia, że aż nie mogę się doczekać- cienki żarcik, ale zawsze coś. Posyłam mu subtelny uśmiech, a on odpowiada mi drgnięciem kącików ust. Nie wygląda mi na osobę, która tylko szuka okazji na to, żeby się szczerzyć, więc chyba mogę to nazwać osiągnięciem. Wreszcie zatrzymujemy się przed sporym budynkiem, wzdłuż którego stragany i rozmaite stoiska ciągną się w nieskończoność. Tuż nad naszymi głowami widnieje neonowo czerwony szyld z napisem "SUSHI", cały poobklejany tandetnym, złotym plastikiem i przypadkowymi znakami z japońskiego alfabetu. Unoszę brwi, ale Ryoko wydaje się tego nie zauważać. Bez większego namysłu wchodzi do środka, a ja podążam za nim, co prawda bez większych ekspektacji, ale mocno zaciekawiona. 

Wnętrze lokalu przypomina bardziej labirynt niż pokój. Chłopak wybiera miejsce przy obszernym oknie, więc dosiadam się bez dyskusji. Ściągam przemoczony płaszcz, pod którym kryje się gładki, szary sweter typu lekkiego oversize, jednak wilgoć sprawia, że staje się jeszcze obszerniejszy i cięższy, co nieco utrudnia utrzymanie go na ramionach. 
-To może mi powiesz co właśnie uratowałem?- pyta się niespodziewanie Ryoko. Ma na myśli kartki, oczywiście. Po krótkim "yhmm.." sięgam do torby i wyciągam z niej ciemnoszarą teczkę, po czym pozwalam mu rzucić okiem na moją pracę.
-Po części rzeczy szkolne, po części dodatkowe... starałam się jakoś ułożyć drużynie rozkład zajęć, tak, aby nie musieli zrywać się z najważniejszych lekcji...- tłumaczę, widząc minę chłopaka na widok niezrozumiałych bazgrołów.- Problem w tym, że plan treningowy trenera Kenmotsu, jest... no, jakby to dobrze ująć... obszerny.
Zauważam, że spojrzenie Ryoko zawiesza się na jednym nazwisku- "Sayuki Kaoru".
-Znasz kogoś z drużyny?- pytam, a on podnosi wzrok.
-Możliwe- mówi. Stara się ukryć zainteresowanie, ale tym razem jego oczy zdradzają wszystko. Krzyżuję ręce na piersi i unoszę lekko brew, jednak na moich ustach gości lekki uśmiech satysfakcji.

<Ryokuś, słońce? C:>

poniedziałek, 27 października 2014

Od Ruki c.d.- Ryoko

Nie wiedząc dokładnie o co w tym chodzi, przyglądałem się chłopakom. Wiem, że jeden z nich był jakimś tam lalusiem z Pokolenia Cudów, ale nic poza tym. Dziewczyny tłoczące się obok wysokiego blondyna zaczynały być strasznie, ale to strasznie irytujące. Po chwili ten blondyn spojrzał na mnie po czym zrobił zdziwioną minę.
-To twój kolega? – zapytał wskazując na mnie palcem – Ktoś ty?
-Nie gadam z obcymi – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu – Mówiliście coś o graniu? Chętnie pooglądam.
Ryoko nie czekając dłużej, po prostu ruszył w stronę boiska do kosza. Nie mając nic do roboty, powlokłem się za nimi, spoglądając ukradkiem na chłopaków. Sam Ryoko, zachowywał się jakby inaczej. Może to na myśl o za niedługo mającym miejsce meczyku pomiędzy nim a tym gościem? Nie miałem pojęcia i tak szczerze to nie chciałem się w to mieszać. Kiedy byliśmy na boisku, po prostu siadłem na tyłku, a oni zaczęli grać. Muszę przyznać, że wyglądało to całkiem imponująco. Pomimo tego, że blondyn miał nad Ryokiem przewagę, chłopak radził sobie całkiem nieźle. Spojrzałem na zachmurzone niebo, kompletnie odłączając się od oglądania. Spojrzałem na nich dopiero wtedy, kiedy usłyszałem łomot i cichy krzyk. To co zobaczyłem, sprawiło, że spadłem z drewnianej ławeczki śmiejąc się. Waląc nogami o ziemię i śmiejąc się najgłośniej jak umiałem, wpatrywałem się w leżących na siebie chłopaków. Na wet nie chciałem wiedzieć, jak do tego doszło. Po prostu dalej się śmiałem, kiedy poczułem na sobie wrogie spojrzenia chłopaków. Przestałem się śmiać i wstałem dalej trzymając się za brzuch.
-Takie to śmieszne? – Ryoko burknął.
-A żebyś wiedział – znowu parsknąłem śmiechem.

<Ryoko? Przepraszam, że tak długo D: >

Od Kirito c.d.- Yunico

Czekałem na sali już od godziny. Zostaliśmy wcześniej zwolnieni z dwóch ostatnich lekcji (nie żebym źle życzył dziecku naszej matematyczki, ale wybrało sobie doskonały moment na nagły atak przeziębienia) i w tym czasie zdążyłbym wrócić do domu i trochę ogarnąć. 
Ale nie. Postanowiłem, że sobie poczekam na pannę Rudowłosą i troszkę z nią pogadam.
Chciałem się dowiedzieć jak przeżyła wczorajsze... Ehm... Spotkanie.
Nie. Dobra, macie mnie, nie o to mi chodzi. Chcę wiedzieć czy jej siostra długo i w jaki sposób dawała się jej we znaki. 
No i moja święta cierpliwości i wielkie poświęcenie zostały nagrodzone - Yunico przyszła jako pierwsza na salę, jakieś 20 minut przed rozpoczęciem treningu.
Na początku w ogóle mnie nie zauważyła i zaczęła swój trening. Nie zorientowałem się, że patrząc na nią, mimowolnie się uśmiechnąłem. Miała ogromny talent, było widać, że taniec to jej żywioł.
Ale nagle spojrzała na trybuny. Mało nie padłem ze śmiechu. Wyglądała, jakby ktoś włączył na filmie pauzę. Nie drgnął jej żaden mięsień, po prostu stanęła w jakiejś tanecznej pozycji i patrzyła na mnie.
- Zawiesiłaś się? - zapytałem, usiłując zachować jaką taką powagę. 
Yunico otrząsnęła się, i momentalnie spiekła raka.
- Wybacz, ja... Cię nie... Nie zauważyłam. - powiedziała
- Nie ma sprawy. - odpowiedziałem
Dziewczyna odwróciła się i wróciła do swoich ćwiczeń.
- Wiesz co? Naprawdę nieźle tańczysz. - powiedziałem nagle
Rudowłosa zatrzymała się na moment, ale po chwili tańczyła dalej. Do mnie doleciało tylko krótkie:
- Dziękuję.
Patrzyłem na nią przez chwilę, aż wpadł mi do głowy zabawny/głupi/świetny pomysł. Po cichu wstałem i podszedłem do stojącej w tym momencie tyłem dziewczyny. Odczekałem na odpowiedni moment i zacząłem ją łaskotać.
Od razu zaczęła się śmiać i wołać:
- Ki...Ki-ri-to, p-prze-przestań, hi-h-hi-hi, p-proszę, -j-ja-m-m-mam-ł-ła-łaskotki!
Zgięła się w pół, próbując uniemożliwić mi dalsze manewry na polu łaskotkowym, ale nie wyszło jej to, osiągnęła tylko tyle, że leżąc na ziemi, zwijała się ze śmiechu, będąc bezlitośnie łaskotaną, przez osobę... No mnie.
- No co? Coś nie tak? Nie mów, że ci się nie podoba... - powiedziałem zadowolony z siebie, ale także nie mogłem powstrzymać ogromnego banana, który pojawił się na mojej twarzy i ani myślał zniknąć.
Przez moment, Yunico próbowała kontratakować, ale ja i tak byłem górą.
Byliśmy tak zajęci, że nie zauważyliśmy, jak na salę wszedł nasz trener, wraz z resztą drużyny.
- Panie Kirigaya, nie chciałbym panu przeszkadzać, ale przypominam, że ma tu się odbyć trening. Z koleżanką umówisz się później. - lodowaty głos trenera przywrócił nas do rzeczywistości.


<Yunico? Ale było fajnie, nie? Nie zabijesz mnie, prawda? ...Prawda?...>