Stoję jeszcze chwilę w miejscu
nie dokładnie wiedząc, co powinnam teraz zrobić. Zaczekać na Gilberta, czy może
wrócić na imprezę? W końcu jednak podejmuję męską decyzję. (Nie)znając
chłopaka, może tam siedzieć nawet pół godziny, bóg wie, co robiąc. Po nim
trzeba się spodziewać wszystkiego.
Kiedy wychodzę z domu, od razu
tracę rezon. Wszyscy, bowiem zdają się świetnie bawić rozweseleni alkoholem,
kurczowo, trzymanym w dziwnie wymachujących dłoniach. Ludzie stoją na stole, a
parę niezbyt rozgarniętych nastolatków wdrapało się na dach i teraz widać, że
już mało przytomni obściskują się z krępą brunetką. Na środku zaś zdecydowana
większość, tańczy coś, czego po prostu nie da się zidentyfikować, w takt żywej
piosenki o zabijaniu. Ależ to słodkie…
Zrezygnowana opadam na jedno z
krzeseł tuż, przy wyjściu, żebym w razie, czego mogła szybko ewakuować swoją
osobę, po czym pochylam się do przodu i opieram głowę na rękach. Czuję bez
obecności Gilberta, jakiś dziwnego rodzaju niedosyt. Od paru godzin w ogóle się
z nim nie rozstawałam, a mój umysł zdążył przywyknąć do jego ciągłej paplaniny,
i teraz, choć od naszej ostatniej rozmowy minęło zaledwie parę minut, naprawdę
mi go brakuje.
Mam już zamiar wstać i sprawdzić
czy przypadkiem Gilbert nie zaszył się w kuchni, ale powstrzymuje mnie jakiś
chłopak.
-Coś taka smutna? Weź się napij,
od razu zrobi się bardziej wesoło. No, nie Mai?- mówi do naprawdę ładnej
długonogiej Europejki, po czym wpycha mi do rąk zamkniętą puszkę z piwem i
znika z dziewczyną w głębi mieszkania.
Patrzę na napój ze
zrezygnowaniem. Jestem przeciwnikiem piciu, alkoholu, przed ukończeniem
osiemnastego roku życia, ale z drugiej strony to przecież tylko jedna puszka.
W końcu, wzdychając i obiecując
sobie, że wezmę mały łyczek na spróbowanie, otwieram metalowy pojemnik, po czym
przykładam go sobie do ust.
Oczywiście nie wytrzymałam. Już
po chwili metalowy pojemnik był kompletnie osuszony. Ah, ta moja powierzchowna
ostrożność.
****
Aktualnie kiwam się na krześle,
szczerząc się przy tym niebotycznie szeroko. Wyglądam zapewne jak wariatka, ale
mało mnie to obchodzi. Chcieliście, żebym była wesoła? To proszę jestem. Jakieś
jeszcze życzenia? Nie? No i tak ma być.
Nagle mundurek, który wciąż mam
na sobie staje się niesamowicie niewygodny. Drapie w kark, hamuje oddech. Odkładam,
więc puszkę i ściągam dwa sweterki tak, że jestem teraz tylko w białej obcisłej
bluzce na ramiączkach. Oczywiście normalnie nie paradowałabym nigdzie tak
ubrana, ale… Nosz kurde… mam wszystkich gdzieś!
Znów biorę do ręki puszkę po
piwie, gdy nagle wraca Gilbert. Podskakuję jak oparzona i o mały włos nie
spadam z krzesła, gdyż w pierwszym odruchu biorę go za ducha. Czarne ubranie,
czerwone oczy, blada skóra i jasne włosy, razem z alkoholem nie dają szczerze
powiedziawszy zbyt dobrego koktajlu. Obrzucam chłopaka wściekłym spojrzeniem i
zaplatam ręce na piersi.
-Piłaś?- to chyba jego najkrótsza
wypowiedz w ciągu ostatnich godzin.
Kiwam głową wciąż obrażona i znów
odstawiam puszkę. Coś się nie mogę zdecydować czy chcę ją w ogóle trzymać.
-Przeszkadza ci to?- wzruszam
ramionami. Chłopak chce odpowiedzieć, ale przerywa mu zdyszany i cały czerwony
na twarzy Lud.
-Gilbert! Na dywanie jest plama!
Rozumiesz? Plama!
-To ją zostaw, potem
posprzątasz.- Ludwig łapie dziwaka za ramiona i zaczyna nim trząść.
-Ona się klei! Ktoś musiał wylać
cole i teraz jest plama! Jak ja mam to niby, powiedz mi wyczyścić?! Jak?!
Wow. W ustach blondyna słowo
„plama” brzmi niczym „trup” czy „krew”. Od razu widać różnicę pomiędzy nim, a
właścicielem pluszowego królestwa.
Parskam śmiechem i wstaję by
rozdzielić braci, przy okazji zgarniając ze stołu nową puszkę piwa, którą już
sekundę później wręczam Ludowi.
-Wypij. Mnie to pomogło.-
uśmiecham się szeroko, po czym chwytam Gilberta za rękę.- No, choć! Mam ochotę
pooootańczyć!
<Ciąguzdalszowałam xD>