piątek, 31 października 2014

Od Kaoru c.d.- Gilberta

Stoję jeszcze chwilę w miejscu nie dokładnie wiedząc, co powinnam teraz zrobić. Zaczekać na Gilberta, czy może wrócić na imprezę? W końcu jednak podejmuję męską decyzję. (Nie)znając chłopaka, może tam siedzieć nawet pół godziny, bóg wie, co robiąc. Po nim trzeba się spodziewać wszystkiego.
Kiedy wychodzę z domu, od razu tracę rezon. Wszyscy, bowiem zdają się świetnie bawić rozweseleni alkoholem, kurczowo, trzymanym w dziwnie wymachujących dłoniach. Ludzie stoją na stole, a parę niezbyt rozgarniętych nastolatków wdrapało się na dach i teraz widać, że już mało przytomni obściskują się z krępą brunetką. Na środku zaś zdecydowana większość, tańczy coś, czego po prostu nie da się zidentyfikować, w takt żywej piosenki o zabijaniu. Ależ to słodkie…
Zrezygnowana opadam na jedno z krzeseł tuż, przy wyjściu, żebym w razie, czego mogła szybko ewakuować swoją osobę, po czym pochylam się do przodu i opieram głowę na rękach. Czuję bez obecności Gilberta, jakiś dziwnego rodzaju niedosyt. Od paru godzin w ogóle się z nim nie rozstawałam, a mój umysł zdążył przywyknąć do jego ciągłej paplaniny, i teraz, choć od naszej ostatniej rozmowy minęło zaledwie parę minut, naprawdę mi go brakuje.
Mam już zamiar wstać i sprawdzić czy przypadkiem Gilbert nie zaszył się w kuchni, ale powstrzymuje mnie jakiś chłopak.
-Coś taka smutna? Weź się napij, od razu zrobi się bardziej wesoło. No, nie Mai?- mówi do naprawdę ładnej długonogiej Europejki, po czym wpycha mi do rąk zamkniętą puszkę z piwem i znika z dziewczyną w głębi mieszkania.
Patrzę na napój ze zrezygnowaniem. Jestem przeciwnikiem piciu, alkoholu, przed ukończeniem osiemnastego roku życia, ale z drugiej strony to przecież tylko jedna puszka.
W końcu, wzdychając i obiecując sobie, że wezmę mały łyczek na spróbowanie, otwieram metalowy pojemnik, po czym przykładam go sobie do ust.
Oczywiście nie wytrzymałam. Już po chwili metalowy pojemnik był kompletnie osuszony. Ah, ta moja powierzchowna ostrożność.
****
Aktualnie kiwam się na krześle, szczerząc się przy tym niebotycznie szeroko. Wyglądam zapewne jak wariatka, ale mało mnie to obchodzi. Chcieliście, żebym była wesoła? To proszę jestem. Jakieś jeszcze życzenia? Nie? No i tak ma być.
Nagle mundurek, który wciąż mam na sobie staje się niesamowicie niewygodny. Drapie w kark, hamuje oddech. Odkładam, więc puszkę i ściągam dwa sweterki tak, że jestem teraz tylko w białej obcisłej bluzce na ramiączkach. Oczywiście normalnie nie paradowałabym nigdzie tak ubrana, ale… Nosz kurde… mam wszystkich gdzieś!
Znów biorę do ręki puszkę po piwie, gdy nagle wraca Gilbert. Podskakuję jak oparzona i o mały włos nie spadam z krzesła, gdyż w pierwszym odruchu biorę go za ducha. Czarne ubranie, czerwone oczy, blada skóra i jasne włosy, razem z alkoholem nie dają szczerze powiedziawszy zbyt dobrego koktajlu. Obrzucam chłopaka wściekłym spojrzeniem i zaplatam ręce na piersi.
-Piłaś?- to chyba jego najkrótsza wypowiedz w ciągu ostatnich godzin.
Kiwam głową wciąż obrażona i znów odstawiam puszkę. Coś się nie mogę zdecydować czy chcę ją w ogóle trzymać.
-Przeszkadza ci to?- wzruszam ramionami. Chłopak chce odpowiedzieć, ale przerywa mu zdyszany i cały czerwony na twarzy Lud.
-Gilbert! Na dywanie jest plama! Rozumiesz? Plama!
-To ją zostaw, potem posprzątasz.- Ludwig łapie dziwaka za ramiona i zaczyna nim trząść.
-Ona się klei! Ktoś musiał wylać cole i teraz jest plama! Jak ja mam to niby, powiedz mi wyczyścić?! Jak?!
Wow. W ustach blondyna słowo „plama” brzmi niczym „trup” czy „krew”. Od razu widać różnicę pomiędzy nim, a właścicielem pluszowego królestwa.
Parskam śmiechem i wstaję by rozdzielić braci, przy okazji zgarniając ze stołu nową puszkę piwa, którą już sekundę później wręczam Ludowi.
-Wypij. Mnie to pomogło.- uśmiecham się szeroko, po czym chwytam Gilberta za rękę.- No, choć! Mam ochotę pooootańczyć!


<Ciąguzdalszowałam xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz